niedziela, 28 grudnia 2008

Nie może ciągle padać

Był już boski Kevin, przyszła kolej na boskiego Erica. Aczkolwiek ten drugi był pierwszy… I z pewnością niezapomniany, nie tylko dla mnie.


Szlajając się po ulicach z krukiem na ramieniu, w czarnym ubraniu, z wymalowaną twarzą i zabójczym spojrzeniem, robi piorunujące wrażenie. Ech… niejedną smarkulę ciary przechodziły na jego widok. I niejedna oddałaby się/wszystko/wiele, by to właśnie do niej rzucił słowa (jego) piosenki: "Nie może ciągle padać". Nawet w pośpiechu, tak jak do Sary. Tylko żeby nie znikał.


Film okropnie kiczowaty, nastawiony na piszczące małolaty (takie jak ja, gdy widziałam go po raz pierwszy), ale pozostający w pamięci, przynoszący wspomnienie okresu durnego i chmurnego, którego nie mam zamiaru zapomnieć.


To nie były moje ostatnie razy z "Krukiem".


Miejsce zasłyszenia: za pierwszym razem chyba jakieś mieszkanie... Ostatni raz: moje mieszkanie

Czas zasłyszenia: pierwszy raz niespełna 15 lat temu. Ostatnio: jakiś miesiąc temu

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

film nie jest kiczowaty koleżanko, ma wiele ukrytych przesłań, nad którymi warto się zgłębić