wtorek, 9 grudnia 2008

Boginka

Mam kumpla. Zajebistego. Tylko jeśli on przeczyta te słowa, to w piórka totalnie obrośnie i zacznie latać z ich nadmiaru. Drugiej tak pewnej siebie osoby nie spotkałam. No, przynajmniej nie w świecie rzeczywistym. Do tego, nie dość, że pewny siebie, to jeszcze strasznie wymagający. Chyba w stosunku do innych bardziej, niż względem samego siebie. I jeszcze, żeby było mało, nie jest wylewny za grosz. Tak więc usłyszeć coś od niego, coś pozytywnego, coś podbudowującego, graniczy z cudem.

Ale chyba cuda się zdarzają… :) Wczoraj byłam świadkiem jednego z nich. W wyniku naszej wieczornej rozmowy zostałam nazwana przez niego…
boginką.

I teraz zastanawiam się, czy miał na myśli "każdego z demonów wód, lasów i pól mającego postać kobiety", czy też zdrobnienie słowa "bogini" (tak, żeby nie słodzić mi za bardzo, bo to przecież totalnie nie jest w jego naturze) ;)

Kiedyś go dorwę, spiję i wypytam ;P

Miejsce zasłyszenia: kuchnia, moje mieszkanie
Czas zasłyszenia: wczorajszy wieczór

Brak komentarzy: