Powiedziane mimochodem, albo po dłuższym przemyśleniu.
Powiedziane do mnie, o mnie lub w moim towarzystwie.
Nie wszystkie powalające, ale sporo wartych zapamiętania. Z różnych powodów.
Maska z uśmiechem, maska z uprzejmością, maska z radością, maska ze szczęściem, maska z zadowoleniem, maska z obojętnością… Maska wrzeszcząca, maska irytująca, maska ugodowa.
Na różne okazje, pory roku i dnia. Różne nastroje i towarzystwo. Na każdy moment. Dla każdego.
Jestem w tym mistrzynią. Nie udzielam korepetycji. To moje.
I tak całe życie…?
Miejsce zasłyszenia: zapewne samochód... cholera wie
O czym marzą faceci? Dwie laski w kisielu (z kisielem?) albo chociaż pod prysznicem. Koniecznie z kamerką i/lub aparatem. Albo jedna panienka, ale w odpowiedniej pozycji i adekwatnym stroju.
Fajne filmiki z mało rozbudowaną fabułą, niekoniecznie pokazujące wyścigi samochodów. Brunetki, blondynki, rude… Dylematy, dylematy… Od najmłodszych lat.
„- Tato, jak się powinno pisać: Królowa Lodu, czy Królowa Loda?
- To zależy, synu, czy chcesz, żeby była postacią negatywną, czy pozytywną ...”
Ale żeby nie było, że jestem okrutna czy niesprawiedliwa. Bywają i tacy, dla których kształtny cyc czy pozbycie się nadmiaru płynów nie jest szczytem marzeń…
Wstajesz rano, jesz śniadanie, zbierasz się leniwie do pracy… Przychodzisz do biura na ok. 9, może 9:30… No i czas na śniadanie nr 2. I koniecznie pogaduchy ze współpracownikami. Chwilkę popracujesz, no ale już o 14 czas na siestę. Ale taką bez drzemki, taką z dużą ilością jedzenia, znajomych, odrobiną piwa i sangrii… A potem powrót do biura. Ale już z luzem, bo przecież niedługo będzie koniec pracy…
Szybki powrót do domu, zmiana ciuchów i… Fruuuu! Na miasto. Do knajpy. No bo przecież trzeba mieć życie towarzyskie, a nie wciąż tylko praca i praca…
No i nie zapomnij o pysznym jedzeniu. Tłustym potwornie, ale też lekkim; co kto woli. Mnóstwo świeżych owoców, ogrom sałatek, pełno mięsa i owoców morza... I piękne budynki, klimatyczne ulice, zadbane parki (wszystko zauważane pewnie jedynie przez nie-tambylców)...
I tak w kółko, i tak wciąż… Luz blues, wieczne lenistwo… Ech… życie jak w Madrycie.
Życie artystyczne, wyciąganie brudów, dziwactw i domysłów vs życie prywatne, spokój, dystans i uszanowanie człowieka.
Niech taki palant (jeden z drugim) stworzy to, co on stworzył, przejdzie to, co on przeszedł i zachowa przy tym szeroko i ogólnie rozumianą normalność. Życzę powodzenia i czekam na zgłoszenia takich egzemplarzy (ale pośpiesz się, bo nie mam zamiaru żyć 113 lat).
Swojego zdania nie zmienię: jakkolwiek na niego nie spojrzeć, był jedyny, niepowtarzalny…
Jeden z lepszych filmów, jaki widziałam. I jedno z bardziej spieprzonych tłumaczeń tytułu, jakie znam. Takie dwa w jednym.
Z zajebistym motywem przewodnim. Gdy skończysz oglądać, jeszcze miesiącami łazisz jak główny bohater (i nie jest nim Denzel Washington, ups!), kiwasz głową i drzesz się naśladując Jaggera…
Swoją drogą, piosenka całkiem optymistyczna. Chyba sobie dzisiaj trochę powyję. W końcu w moim wieku trzeba już szukać pozytywów w czasie ;)
Ile warstw ma człowiek? Tak jak Shrek – wiele? Odzież wierzchnia, odzież koszulowo-bluzkowo-swetrowa, bielizna… No i coś tam dalej, zwane wnętrzem…
Tam też sporo tego syfu jest. (Dlaczego napisałam: syfu?) Ciekawa sprawa, bo im więcej tego jest w środku, tym mniej widać na zewnątrz… Albo odwrotnie, nie pamiętam :P
I taka zimna, piaskowa baba, może okazać się ciepłym, czułym i wrażliwym stworem. Tylko komu chce się dokopywać do tego, przedzierać się przez wierzchnie bzdury? Chyba jedynie desperatom, albo bardzo wytrwałym… Może tym, co się nudzi, albo mają przeczucie…? Tak czy inaczej: podziwiam. I chyba nawet jestem wdzięczna…
Ponoć istnieje miłość do grobowej deski. Niby są tacy, którzy czegoś takiego doświadczyli. Albo tacy, którzy wmawiają sobie i innym, że tak właśnie jest.
No i sama miłość. To górnolotne, wiecznie oczekiwane i upragnione uczucie. A może tylko odpowiedni zestaw chemii? Czy ktoś w ogóle zbadał, czym jest miłość (i czy w ogóle istnieje)? A jeśli już się wedrze (bezczelna), to dlaczego potem cichaczem (lub z wielkim krzykiem) odchodzi…? A może ona nie odchodzi, bo jej w ogóle nie było? Przecież jeśli ktoś przestaje kochać - nigdy nie kochał…
Ponoć istnieje miłość do grobowej deski. Pytanie tylko: na ile przed tą deską narodziła się miłość…
Jestem mistrzynią w przeżywaniu różnego rodzaju déjà vu, proroczych snów i kontaktów (lub czegoś, co te kontakty przypomina) ze zmarłymi (i wszelkich innych schiz :P).
Dzisiaj, wracając do domu, niemalże całą drogę jechała za mną kobieta w Lanosie, na czarnych blachach. Dawała radę jechać za mną! :) Wciąż mnie doganiała. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kobieta wyglądała jak moja zmarła ciotka… Naprawdę, klon albo co najmniej sobowtór. Rewelacyjne wrażenie.
Zdrowie, uroda, praca, rodzina, dom, ciepłe łóżko… Wszystko jest na swoim miejscu, prawda? Nic tylko siedzieć i uśmiechać się. Szczerzyć zęby (nawet krzywe). Wciąż, bez przerwy, bo przecież nie ma powodów do smutków. Wszystko jest idealne, obrazek jest niemalże święty…
Dlaczego więc szukasz więcej i więcej? Dlaczego nie potrafisz być wdzięczny za to, co masz? W dupach się poprzewracało, tak? (a chu…!)
Jak sprawić, żeby serce rozum posłuchało? I przestało marudzić, przestało chcieć, przestało się odzywać…? Znowu przychodzi mi na myśl permanentna niemożność odczuwania szczęścia. Okrutna jestem, kiedyś mnie za to ukarzą.